O SROGIEJ PORAŻCE POMORZAN I PRUSÓW POD NAKŁEM A JAKO DWAKROĆ KRÓL BOLESŁAW NAKIEL WZIĄŁ
Nie chcieli być i po szkodzie mądrzy Pomorzanie, czynili jednak z Prusami pogany szkody królowi w Mazowszu i indzie, przeciw którym Bolesław wielkie wojsko zebrał, a do Pomorza przybywszy miasto i zamek dobrze obwarowane Nakiel obegnał. Co widząc Pomorzanie, obywatele miasta, iż się mocy królewskiej odjąć nie mogli, prosili przymierza na dni 15, i otrzymali, tymczasem do swych o ratunek posłali. Pomorzanie wziąwszy na pomoc Prusy, z którymi mocno sprzysięgli, cicho bez znaków przez lasy pod Nakiel przyszli w dzień Wawrzyńca świętego. Polacy nabożeństwem dnia tego zabawieni, o nieprzyjacielu wiedząc, gdy z końca lasu nieprzyjacielskie znaki ujrzeli, do zbroje się rzucili, w czym mieli folgę od nieprzyjaciół, którzy okopując się, na niespodziałe zaraz nie uderzyli. Bolesław widząc, iż się dobrze okopali, rożnami i włóczniami gęsto ostawiali, ognie też z przodku blisko Nakła podziałali, nie lękł się tego, na dwoje wojsko rozdzieliwszy, z jednym Skarbimirza hetmana posłał, któremu z przodku gdzie jedne wrota mieli, na nie uderzyć kazał. Co gdy Skarbimirz uczynił Pomorzanie z Prusami mniemając to być lud wszystek, wszyscy się naprzód obrócili. Tam z tyłu dopir wały, rożny rozrzuciwszy, król Bolesław z ogromnym okrzykiem na nie z ludem swym uderzył, rozgromił, ł tak, iż ich na placu zostało (jako Kronika Pruska świadczy) 40 000, a 2000 poimanych Polacy wzięli. Nakielscy widząc swych przegraną dobrowolnie z innych miast sześcią się poddali.
Te nakielską dzierżawę dał król Swatopołkowi jednemu z rycerzów swych, z domu Gryfów, godnemu czci i wiary, ale się inaczej nalazło, bo mając potajemne z Pomorzany porozumienie, złamawszy przysięgę, królowi się przeciwiał. Miał wolą Bolesław roku 1118 je uskromić, ale dżdże ustawiczne od tego go hamowały, które tak wielkie były, że ani siać, ani żąć ubodzy prze wielką powódź nie mogli, co i w innych krainach było.
Te niepogody snadź znaczyły te cuda, że przed tym po zachodu słońca na trzy godziny tak zarzyste niebo było, jakoby gorzało. Pogodny czas potem ma jąc, król ruszył się do Pomorza ochotnie. Chcąc też już ostatecznego szcześcia Pomorzanie skosztować, Prusy sprzysięgłymi swymi pospolite prawie ruszenie uczynili, nie wypuszczając żadnego do boju godnego, mocnie się zgotowali. Stoczyli krwawą z obu stron bitwę i wątpliwą, bo Pomorzanie z Prusy wielkością, Polacy męstwem przewyższali. Nie mogła mnogość poganów wytrzymać męstwa rycerstwa polskiego, pomieszawszy się ucieczką gardł bronili, a Polacy po nich, ale za rozkazaniem królewskim nie mordowali ludu, tylko więźniami brali, aby ziemia nie spustoszała. Pogani też dobrowolnie się podawali. Swatopołka potem na Naklu obległ, ale iż się był dobrze opatrzył, tudzież że zima dokuczała, wziąwszy syna Swatopołkowego w zakładzie i wojenne nakłady z Nakła, odjachał a Swantopołkowi winę z nakielskimi przepuścił.
Lecie zaś nowymi burdami Swatopołkowymi król poruszony, tak mężnie Nakła dobywał, iż zwątpiwszy o sobie naklanie u króla łaski prosząc, tylko zdrowie uprosili, a Swatopołka wydać musieli, którego król na wieczne więżenie (jako zdrajcę) dał. Nakieł wziąwszy, wszystkę pomorską ziemię król opanował, a do wiary krześcijańskiej (którą dwakroć przed tym przyimowali porucali) one z książęciem ich Warcisławem przywiódł, którą i po dziś dzień trzymają.