źródło: Gazeta Wyborcza
W weekend w Gietrzwałdzie odbyły się pierwsze w historii regionu Spotkania Warmińskie. Przyjechało ponad sto osób z Polski i Niemiec. – Taka impreza jest nam potrzebna, bo choć w Niemczech mamy domy i przyjaciół, to ciągle za Warmią tęsknimy i chcemy, by ona o nas nie zapominała – mówili goście z Niemiec
Impreza w Gietrzwałdzie zaczęła się w piątek po południu od spotkania w „Karczmie warmińskiej” obecnych i dawnych mieszkańców Gietrzwałdu i okolicy. Potem w Worytach Edward Cyfus, najbardziej znany w powiecie Warmiak, czytał fragmenty drugiej części swojej opowieści „A życie toczy się dalej”. Kobiety ze wsi ugościły słuchaczy kiełbaskami. – Było swojsko – mówi Józef Szkandera, dyrektor gietrzwałdzkiego domu kultury, który zorganizował Spotkania Warmińskie.
W sobotę organizatorzy przygotowali dla gości wiele atrakcji: od koncertu organowego, przez nabożeństwo i nadanie tytułu honorowego obywatela gminy prof. Hubertowi Orłowskiemu, urodzonemu w Gietrzwałdzie kulturoznawcy, który mieszka teraz w Poznaniu . Wieczorem był spektakl miejscowego teatru, wykład Jana Chłosty o Warmiakach, a na koniec ludowa zabawa w rytm polskich biesiadnych szlagierów. Nadmiar imprez nie spodobał się gościom z Niemiec. – Nie wiadomo, gdzie iść i co oglądać – narzekał Brunon Blex. – Za mało jest informacji, co się gdzie dzieje, myślałam, że więcej ludzi przyjedzie, przecież wyemigrowały nas tysiące – dodawała Adelheid Boehm. Ale oboje zaraz podkreślali, że „to pierwsza impreza organizowana w Gietrzwałdzie i z tego powodu należy być wyrozumiałym”.
Ale to nie w spektaklach, koncertach i oficjalnych pogadankach leżał sens Spotkań Warmińskich. Wielu mieszkających w Niemczech Warmiaków przyjechało do Gietrzwałdu po to, żeby spotkać się z dawnymi sąsiadami, kolegami ze szkoły, żeby zobaczyć, jak obrodziły pola, które kiedyś uprawiali, co zakwitło w ich dawnych ogrodach, jak wyglądają ulice, po których kiedyś co dnia chodzili… – To już 28 lat jak wyjechałam z Olsztyna do Hanoweru, ale wciąż mnie tu ciągnie, tęsknię – przyznała Adelheid Boehm. – Miasto tak się zmieniło, rozrosło, to już nie ten sam Olsztyn. Ale i tak tęsknię…
Józef Preuss, który jest stolarzem, przywiózł do Gietrzwałdu stos zdjęć: ogromnych stojących zegarów, które sam zrobił, zydli, na których siadały Warmianki strugające (nie obierające!) kartofle (nie ziemniaki!), stolików, szaf… Pokazywał je znajomym i obcym, którym opowiadał o swoim życiu, pracy, pasji robienia mebli. Jedno ze zdjęć pokazywało jego sypialnię: dwa łóżka zrobione w warmińskim stylu, a nad nimi przywieziony razem z innymi emigracyjnymi drobiazgami obraz – poblakła już nieco „Ostatnia wieczerza”. – No bo jakże było nie zabrać obrazu? – opowiadał.
Józef Szkandera szacuje, że przez imprezy Spotkań Warmińskich przewinęło się około dwustu osób, głównie w starszym wieku. Młodych była zaledwie garstka. – Ale nasi goście, choć nie ma ich wielu, każą nam w przyszłym roku zrobić następne Spotkania – zapowiedział Zbigniew Małkowski, wójt Gietrzwałdu.