Wstęp
Prusowie przez setki lat żyjąc w zupełnej niemal izolacji od innych narodów, izolacji celowej i metodycznej, długo zachowywali to, co stanowiło o ich oryginalności w stosunku do reszty ludów europejskich – system polityczny, a właściwie jego brak, oraz swe politeistyczne wierzenia. Obawiając się zapewne, aby nadmierne kontakty z innymi ludami nie osłabiły ich ducha, nie wpuszczali do siebie obcych, a wymiana handlowa mogła odbywać się tylko w specjalnie do tego celu wyznaczonych miejscach. W ten sposób długo pozostawali poza głównym nurtem dziejów. Nie uczestniczyli ani w zniszczeniu Cesarstwa Rzymskiego, ani nie walczyli o schedę po nim. Taka sytuacja nie mogła jednak trwać wiecznie. W końcu bowiem nieubłagana historia miała się upomnieć i o lud Prusów.
Chrześcijański dżihad
Tragiczny los plemion pruskich został przypieczętowany już pod koniec XI stulecia, chociaż zapewne nie zdawali oni sobie wówczas z tego sprawy. Oto bowiem w roku 1095 na synodzie w Clermont papież Urban II wezwał rycerstwo do wzięcia udziału w religijnej wojnie – w krucjatach, aby raz na zawsze wyzwolić Ziemię Świętą spod władzy Saracenów. Ogarnięci entuzjazmem feudałowie masowo składali wówczas przysięgę udania się na „świętą wojnę” za wiarę, „brali krzyż”, czyli umieszczali na swym odzieniu widomy znak krzyża na znak, że oto są gotowi bić się z niewiernymi i umierać za Kościół Katolicki. Dodatkowym bodźcem do wyprawy, pomijając czynnik religijny i ekonomiczny, było zapewnienie papieża, że każdy krzyżowiec, który poniesie śmierć w bitwie, natychmiast otrzyma całkowity odpust, co oznaczało pewne zbawienie, z pominięciem zwykłych w takich razach formalności.
Zapał europejskich feudałów, zwłaszcza tych mniej zamożnych, znęconych możliwością wywalczenia sobie mieczem nowych ziem na Bliskim Wschodzie, szybko jednak osłabł. Wpłynęły na to przede wszystkim niepowodzenia wypraw krzyżowych. Za wyjątkiem pierwszej, która odniosła sukces wykorzystując raczej zaskoczenie, niż militarną słabość muzułmanów, krzyżowcy brali od Saracenów regularne baty. Stopniowo byli też wypierani ze zdobytych w Palestynie ziem, czemu nie zapobiegły odsiecze z Europy, w których brali udział najwięksi europejscy władcy – cesarz Fryderyk Barbarossa, król Anglii Ryszard Lwie Serce, król Francji Filip August, czy Ludwik Święty.
Do pomocy regularnym wojskom i ochrony pielgrzymów, udających się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, tworzono zakony rycerskie. Były to formacje rycerzy, składających śluby zakonne i żyjących we wspólnotach. Różnili się oni jednak od „zwykłych” zakonników tym, że swą wiarę głosili z mieczem w dłoni. Do zakonów rycerskich wstępowało rycerstwo całej Europy, często młodsi synowie panów feudalnych, którzy posiadając starszego brata, nie mogli liczyć na spadek po ojcu, gdyż doprowadziłoby to do kolejnych podziałów ziemi na coraz mniejsze i uboższe dziedzictwa, co i tak było już wówczas poważnym problemem. Nie tylko jednak względy ekonomiczne skłaniały rycerzy do wstąpienia do zbrojnego zakonu. Niezwykle ważna, kto wie, czy nie najważniejsza, była tu chęć zdobycia chwały w walce z pogaństwem w imię Chrystusa. W średniowieczu sprawy religii traktowano znacznie poważniej, niżeli dzisiaj. To pobożność często była motorem wszelkich działań rycerzy, nawet jeśli łączył się z nią także interes ekonomiczny.
Oprócz czysto militarnych funkcji zakonnicy organizowali również szpitale, oraz zabezpieczali pobożnych wędrowców przed groźbą napaści i rabunku w wiecznie będącej w stanie wojny Ziemi Świętej. Już w czasie pierwszej krucjaty, w 1098 roku powołano do życia Zakon Szpitalny Świętego Łazarza z Jerozolimy, wraz z Joannitami, których był częścią. Oprócz tych dwóch powstały również m.in. zakony Bożogrobców, czy Templariuszy. Najważniejszym jednak zakonem rycerskim utworzonym w Ziemi Świętej w roku 1190, przynajmniej dla losów Warmii, której powstanie było już coraz bliższe, był Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Ta zdecydowanie przydługa i przez to nie wszystkim znana nazwa była, i jest do dzisiaj powszechnie skracana. Zakon ten zwano bowiem po prostu Krzyżakami, a ich historia w tym miejscu na zawsze splata się z historią samych Prusów.
Krzyżacy
Kiedy osłabł główny impet wypraw krzyżowych, a chrześcijanie, systematycznie wypierani z Ziemi Świętej nie widzieli perspektyw w dalszych próbach podboju „bajecznego” Wschodu, byt zakonów krzyżowych stanął pod znakiem zapytania. Powołani w celu wspierania krucjat, wraz z ich upadkiem tracili rację bytu. Owe formacje militarne, posiadające wówczas znaczne bogactwa, znakomitą organizację i strukturę nie zamierzały poddać się łatwo. Zakonnicy mieli jednak potężnych wrogów, łasych na ich fortunę i zazdrosnych o ich sławę. Szeroko znany jest przykład Templariuszy, czyli inaczej Świątynników [od miejsca swej pierwotnej siedziby – w miejscu zburzonej świątyni Salomona], założonych w 1119 roku przez Huguesa de Payensa. Ich legendarne skarby, do dzisiaj częściowo ukryte w nieznanych miejscach, oraz poważne wpływy wśród rycerstwa francuskiego, były solą w oku króla Filipa Pięknego. Filip, poważnie zadłużony u „ubogich” braci zdecydował się na krok radykalny. W wyniku jego intryg Templariuszy oskarżono m.in. o herezję, zaś ostatni Wielki Mistrz Świątynników – Jakub de Molay, rozstał się z życiem na stosie.
Inaczej poradzili sobie Krzyżacy. Ich celem od samego początku było stworzenie nowego, własnego państwa zakonnego, w którym czuli by się „u siebie”, nie musząc „wisieć u klamki” żadnego z możnych panów feudalnych. Posiadali co prawda liczne dobra, były one jednak rozproszone po wielu państwach ówczesnej Europy. ich posiadłości znajdowały się w Niemczech, we Włoszech, Austrii, Alzacji, Lotaryngii, czy w Czechach. Ich główną siedzibą, w której rezydował Wielki Mistrz była wówczas Wenecja. Krzyżacy przystąpili zatem do szukania dla siebie miejsca w Europie, w którym mogliby zostać „na dłużej”. Początkowo ich uwaga skupiła się na Węgrzech, gdzie pragnęli wejść w posiadanie ziemi Borsa. Król Wegier – Andrzej nadał im spore ziemie nad rzeką Alutą, aby bronili południowej granicy przed atakami Połowców. Ich plany przejrzał jednak węgierski król dość szybko, gdyz Krzyżacy usiłowali otrzymane terytoria podporządkować na zasadach lennych bezpośrednio papieżowi, przez co uniezależniliby się od węgierskiego monarchy. Król Węgier w porę wyrzucił Krzyżaków z nadgranicznych ziem swego królestwa, nim jeszcze na dobre zdążyli się zadomowić. Ten fakt miał miejsce w roku 1224.
Wówczas na horyzoncie pojawił prawdziwy krzyżacki „mąż opatrznościowy” – Konrad Mazowiecki, który w latach 1225-26 zaproponował zakonnikom nadanie Ziemi Chełmińskiej, w zamian za obowiązek obrony granicy przed wyprawami łupieżczymi plemion pruskich i krzewienie wśród nich chrześcijaństwa. Już wcześniej z resztą na terenach Polski zaznaczyła się obecność tego zakonu rycerskiego. W roku 1222 książę Henryk Brodaty nadał im majątek Lasosice k. Namysłowa, a w 2 lata później Władysław Odonic darował przeszło 500 włók ziemi na rzecz zakonników nad Jez. Bityńskim za Notecią. To jednak właśnie Konrad, poprzez nadanie Krzyżakom tak dużego obszaru, umożliwił im w przyszłości stworzenie podwalin pod własny, scentralizowany organizm państwowy. To Konrad także przeszedł do historii jako ten, z którego winy Zakon Krzyżacki stał się później źródłem wielu nieszczęść dla państwa polskiego. Nie możemy jednakże oceniać Konrada tymi kategoriami. Gdyby książę ten zdawał sobie sprawę ze skutków swego czynu, z pewnością by go poniechał. Któż jednak mógł przewidzieć, co stanie się w przyszłości, tym bardziej, że książę mazowiecki nie był ani pierwszym , ani jedynym, który sprowadzał do siebie zakony rycerskie, nadając im dobra ziemskie. Już pod koniec XII wieku Mieszko III Stary osadził w Starogardzie n. Wierzycą zakon joannitów mający strzec pogranicza pomorsko-pruskiego. Patrząc zatem z perspektywy Konrada było to wówczas, jak się wydawało, najlepsze, a co równie ważne, najtańsze rozwiązanie „kwestii pruskiej”.
Krzyżacy jednakże od początku nie zamierzali stać się narzedziem planów Konrada, który przy ich pomocy chciał wydatnie rozszerzyć swoje władztwo o ziemie Prusów. Już w 1226 roku, bez wiedzy księcia mazowieckiego, zakonnicy wystarali się u cesarza Fryderyka II o zatwierdzenie darowizny, jaką ten uczynił na ich rzecz. Cesarz, wykorzystując swe prerogatywy, nadał im, w dokumencie zwanym Złotą Bullą, nie tylko ziemie przekazane Zakonowi przez Konrada, ale też i całe Prusy. Te jednak należało wpierw wydrzeć ich rdzennym mieszkańcom. Wielki Mistrz stał się jednocześnie, z łaski cesarza, księciem Rzeszy. Dawało mu to statut równorzędny w stosunku do księcia mazowieckiego Konrada, z którym mógł on od tej pory rozmawiać jak równy z równym.
Na Złotej Bulli Krzyżacy jednakże nie poprzestali. Tym razem jednak uciekli się do fałszerstwa. W roku 1234 podrobili oni dokument, nadając mu datę o 4 lata wcześniejszą, zwany „przywilejem kruszwickim”. Według tego dokumentu, książę Konrad nie tylko, że darował Zakonowi całą Ziemię Chełmińską, ale nadto wyrażał zgodę na to, aby wszelkie podbite przez Krzyżaków ziemie stały się ich własnością. Jednocześnie z tymi wątpliwej uczciwości zabiegami dyplomatycznymi, Krzyżacy dążyli do wzmocnienia swej pozycji na inne sposoby: około roku 1235 połączyli się z zakonem Braci Dobrzyńskich, a w roku 1237 z inflanckim Zakonem Kawalerów Mieczowych. Stawali się siłą coraz potężniejszą i groźniejszą nie tylko dla Prusów, ale i dla rozbitej na dzielnice, osłabionej Polski.
Krzyżacy, posiadający niezwykle nowoczesny, wyniesiony z bitew z Saracenami, system walki i dowodzenia, rozpoczęli podbój rozproszonych i zwaśnionych plemion pruskich. W roku 1234 wkroczyli pierwszy raz na ziemie od stuleci zamieszkane przez te pogańskie plemiona. Posiłkowani wydatnie przez skierowane przez papieża na krucjatę do Prus rycerstwo niemieckie, przede wszystkim jednakże przez rycerstwo polskie przyprowadzone przez Konrada mazowieckiego, Kazimierza kujawskiego, Henryka śląskiego i Świętopełka gdańskiego, nad Dzierzgonią rozgromili Prusów pomezańskich. W efekcie pokonani musieli uznać nad sobą zwierzchnictwo Krzyżaków. Bitwa ta miała ogromne znaczenie dla dalszego podboju plemion pruskich. Zajęto wówczas gród Kwidzyn, który, umocniony, stał się kluczem krzyżackim do dokonywania dalszego podboju.
Dla Prusów rozpoczął się ostatni, tragiczny etap ich historii…
Powstanie Warmii
Krzyżacy po zapewnieniu sobie poparcia dyplomatycznego i zbrojnego, po stworzenia sobie zaplecza mogli przystąpić do systematycznego „nawracania” ludności pruskiej. Prusowie jednak wyjątkowo opornie przyjmowali wiarę chrześcijańską. Uważali bowiem, że po zmianie religii ziemia im wyjałowieje, drzewa się owocem nie pokryją, nowego przypłodku nie będzie, a przestarzały dobytek nie umrze. Dlatego Krzyżacy zaprowadzali nowe porządki społeczne głównie przy pomocy argumentów siłowych. Sprowadzało się to do metodycznego równania z ziemią grodziska po grodzisku, lauksu po lauksie. Pokonani, nie wycofywali się na długo. Powracali wkrótce z jeszcze większą siłą zbrojną i wdzierali się coraz głębiej na terytorium pruskich plemion. W tamtych czasach takie postępowanie było z resztą normą, nie powodowało zatem niczyich protestów. Zdarzali się jednakże i wówczas ludzie, którzy pragnęli pokojowego nawrócenia Prusów, jak książę Leszek Biały, doradzający nie militarne, a… ekonomiczne podbicie Prusów i odmawiający wyruszenia na krucjatę, gdyż tam, dokąd musiałby się udać brakowało… piwa i miodu. Były to jednak wyjątki.
Książęta polscy regularnie bili się z niespokojnym, pogańskim ludem mieszkającym tuż za granicami ich włości. Dlatego Prusowie przyzwyczajeni byli do walk z drużynami książęcymi, co oczywiście nie wykluczało również i pokojowych kontaktów między Polakami, a Prusami, a nawet okresowych sojuszy wojskowych. W walkach tych, o tym należy pamiętać, to Prusowie byli często stroną atakującą i agresywną. Teraz jednak musieli zmierzyć się z nowym, śmiertelnym zagrożeniem. Mieli oni, co prawda, już wcześniej do czynienia z organizowanymi na ich tereny krucjatami. Owe wyprawy ograniczały się jednak do wymordowania złapanych „spóźnialskich”, którzy nie zdołali czmychnąć w niedostępne bagna i zrabowania pruskiego mienia. Były to więc po prostu zwykłe wyprawy łupieżcze. Już kilka lat przed Krzyżakami krucjatę pruską zorganizował król duński Waldemar, najechawszy zbrojnie na pruskie tereny plemienne. Także książęta polscy wybierali się zbrojnie do swych pogańskich sąsiadów. Nigdy jednak wcześniej nie zdarzyło się, że krzyżowcy, zrabowawszy, co się da, nie tylko nie odjechali w pośpiechu, ale zdecydowali się na ziemiach pruskich „zostać na stałe”. Wysiłki Krzyżaków aktywnie popierał też i papież, apelując stale o pomoc zachodniego rycerstwa dla sprawy wojny za wiarę. Sami Krzyżacy bowiem nigdy nie byliby w stanie ujarzmić, czy chociażby próbować zmierzyć się z potęgą Prusów. Braci zakonnych było w rzeczywistości bardzo niewielu. Należy w tym miejscu rozwiać stereotypowe opinie o „niezliczonych zastępach zakutych w stal Krzyżaków”. W okresie największej świetności i potęgi Zakonu Krzyżackiego liczba braci zakonnych nie przekraczała… pięciuset rycerzy! To oni byli jednak motorem krucjat na tereny Prusów, organizowali je, zapewniali to, co w nowoczesnej armii zowie się „logistyką”, oraz sprawowali funkcje dowódcze – jako wodzowie i wyżsi oficerowie. Czerpali również główne korzyści z sukcesów militarnych ciągle ponawianych ataków na „niewiernych”.
Prusowie, choć pozornie ujarzmieni, niechętnie podporządkowywali się nowym władcom. Pod wpływem śmiertelnego zagrożenia porzucali nawet swą dawną niezależność i łączyli się w większe organizmy polityczne, podporządkowywali się wodzom zwanym kunigasami lub rikijasami. Owym naczelnikom plemiennym udawało się dzięki temu skupić wokół siebie większą ilość wojowników, by skuteczniej dać odpór wrogom. Niestety, było już za późno na ratunek. Gdyby Prusom udało się stworzyć własne państwo zanim zwaliła się na nich nawałnica krzyżacka inaczej zapewne wyglądałby podbój ziem pruskich. Tak się jednak nie stało. Pomimo tego mnożyły się powstania i rebelie, zrywano układy i stawano do rozpaczliwej walki. Wrogiem Prusów był jednakże brak jedności nie tylko między poszczególnymi plemionami, ale także między członkami jednego plemienia. I tak, gdy Krzyżacy zdobyli Pomezanię i Pogezanię, sąsiedni Warmowie nie przyszli na pomoc swym pobratymcom. Udało im się jednak namówić do pomocy swych wschodnich sąsiadów, gdy sami poczuli się zagrożeni. Cóż jednak z tego, gdy wielu pruskich nobilów zwyczajnie zdradziło, przechodząc do obozu wroga, o czym nie omieszkał wspomnieć Piotr z Dusburga pisząc, że wielu szlachetnych i potężnych mężów z Warmii widząc, że Bóg walczy po stronie braci, skruszeni, wraz z całą rodziną i czeladzią przenieśli się do Krzyżaków w zamku Baldze. Klęska powstania antykrzyżackiego nie zniechęciła jednakże Warmów do kolejnych. Zwłaszcza drugie z nich było bardzo poważne i niebezpieczne dla Krzyżaków. Wsławił się wówczas pruski wódz – Glappo.
Warmowie przystąpili także do pierwszego powstania Prusów, które wzniecił książę pomorski Świętopełk. To w jego trakcie legat papieski Wilhelm z Modeny dokonał niezwykle ważnego dziejowo aktu. Powołał bowiem do życia, w roku 1243, na mocy bulli papieskiej, cztery diecezje, dzieląc dotychczasowe ziemie biskupa Chrystiana. Były to diecezje: chełmińska i trzy pruskie – pomezańska, sambijska i właśnie warmińska. Tak w tym najstarszym dokumencie, pierwszym, który dotyczył nowopowstałej Warmii, opisano jej granice:
(…) od zachodu Zalew Wiślany, od północy rzeka Pregoła, od południa jezioro Drużno, a stąd rzeką Passaluk w kierunku wschodnim aż do granicy litewskiej.
Zgodnie z umową z Krzyżakami, każda z diecezji została podzielona pod względem administracyjnym między Zakon, a biskupów w stosunku 2:1 na korzyść zakonników. Oprócz tego biskupi wydzielili nieco później trzecią część swych włości na utrzymanie kapituł, które powołali do życia. Dla Warmii owa trzecia część, z której zyski czerpała kapituła, zamykała się w obrębie trzech komornictw: fromborskiego, olsztyńskiego i melzackiego [dziś. Pieniężno].