Warmia w czasach PRL-u

Wstęp

Zgodnie z powziętą na konferencji w Jałcie decyzją, Warmia po II wojnie światowej znalazła się w granicach Polski. Po 173 latach dawne księstwo biskupie, gdzie działało niegdyś tylu wybitnych Polaków, księstwo, które śmiało nazwać możemy prawdziwą perłą w koronie Rzeczpospolitej Obojga Narodów, powracało do państwa polskiego. Niestety, tak jak z każdej przeszłej wojny, tak i z II wojny światowej Warmia wyszła niesamowicie zniszczona. Duża w tym zasługa „wyzwolicieli” – żołnierzy „bratniej” Armii Czerwonej, którzy rabując i mordując miejscowych Warmiaków, przy okazji puścili z dymem większą część dawnego księstwa. Spalono częściowo Olsztyn, Dobre Miasto, zupełnie zrównano z ziemią Pieniężno, podobnie jak i Braniewo, zniszczone w niemal 80%. We Fromborku szczęśliwym trafem ocalała katedra. Niestety, tylko ona. Jedynie Reszel wyszedł z wojennej zawieruchy bez większych strat w zabudowie. Przyznać jednak należy, że nie wszystkie zniszczenia były celowym dziełem radzieckiego wojska. O Warmię, jak i o całe Prusy Wschodnie, toczono ciężkie walki, w toku których zniszczeniu uległo wiele zabytków świadczących o dawnej chwale biskupstwa warmińskiego…

Exodus

Okres, nim polska administracja przejęła od radzieckich komendantur wojskowych zarząd nad Warmią, był dla jej mieszkańców wyjątkowo tragicznym i bolesnym przeżyciem. Rosjanie metodycznie „czyścili” Warmię ze wszystkiego, począwszy od bydła, którego całe stada przepędzano do ZSRR. Wywożono płody rolne, dobra materialne – słowem wszystko, co tylko przedstawiało jakąś wartość. Jednocześnie rozpoczęto deportacje ludności niemieckiej. Całe rodziny wyrzucano z domów, koncentrowano w wyznaczonych miejscach i tam dokonywano selekcji. Większość Warmiaków uznano za Niemców i wysiedlano przymusowo do Niemiec.

Akcja wysiedleńcza trwała również i po przejęciu władzy przez administrację polską. W ówczesnym języku urzędowym nazywano wysiedlenie niemieckich Warmiaków dobrowolną emigracją. Jak jednak było w rzeczywistości świadczyć może wydany przez pełnomocnika rządu dokument skierowany do starostów. Mieli oni przez realizowanie praw odwetowych i norm stosowanych w okresie okupacji przez Niemców do Polaków stworzyć warunki, na podstawie których wyjazd z terenów Okręgu stanie się dla nich dobrodziejstwem.

Na podstawie powyższych słów możemy chyba sobie wyobrazić, jak owa „dobrowolna emigracja” musiała w praktyce wyglądać. Akcja wysiedleńcza zakończyła się w roku 1950. Wraz z przymusowymi wysiedleniami rozpoczęto w 1945 roku działania zmierzające do nadania ludności warmińskiej obywatelstwa polskiego. Prawo do otrzymania obywatelstwa przysługiwało tym mieszkańcom Okręgu Mazurskiego, jak wówczas błędnie nazwano południowe tereny Prus Wschodnich, którzy dnia 31 sierpnia 1939 nie byli członkami NSDAP, a nadto złożyli pisemną deklarację wierności Narodowi Polskiemu. Niewielu jednak Warmiaków zdecydowało się na „zostanie Polakami”, masowo, i tym razem rzeczywiście dobrowolnie opuszczając ziemie swych przodków, nie decydując się na ryzyko zostania obywatelami polskimi. Najtragiczniejsze było jednak to, że do Niemiec wyjeżdżało także wielu aktywnych przed wojną działaczy ruchu polskiego. Rzeczywistość bowiem rozczarowywała. Nie o taką Polskę walczyli. Oczekiwali ojczyzny silnej, wolnej i demokratycznej, a otrzymali marionetkową państwowość wspartą radzieckimi bagnetami. Emigracja autochtonów do Niemiec ustała w roku 1950, kiedy to rząd PRL zakazał obywatelom opuszczania kraju.

Kolejne wyjazdy Warmiaków do RFN-u miały miejsce po roku 1956. Wówczas to polskie i niemieckie organizacje Czerwonego Krzyża zawarły porozumienie w sprawie tzw. „łączenia rodzin”. Fala wyjazdów Warmiaków nasiliła się również po roku 1975, tj. po podpisaniu porozumienia Gierek – Schmidt. Dzięki niemu, w zamian za niemieckie kredyty, rząd polski wyraził zgodę na wyjazd tych obywateli polskich z Warmii, którzy mieli w RFN rodziny.

Wraz z opuszczaniem Warmii przez jej rdzennych mieszkańców na ziemie dawnego biskupiego dominium zaczęła napływać nowa fala osadnicza. Była to ludność z Mazowsza, Wielkopolski, Małopolski, Pomorza, oraz z Kresów Wschodnich, które po 1945 roku znalazły się w granicach Związku Radzieckiego – z Grodzieńszczyzny, Wołynia, Podola. W 1947 na Warmię przybyła ludność ukraińska wysiedlona w ramach akcji „Wisła” z województw lubelskiego, rzeszowskiego i krakowskiego. Osiedlili się oni w okolicy Braniewa i Lidzbarka Warmińskiego. W wyniku tych masowych przemieszczeń ludności – napływu tysięcy nowych mieszkańców Warmii i odpływu tysięcy dawnych gospodarzy tej ziemi, przerwana została łączność kulturowa między Warmią historyczną, z bogatą tradycją, własną kulturą, gwarą i świadomością swego dziedzictwa, a Warmią powojenną. Ta nowa Warmia stanowiła po 1945 roku istny tygiel kulturowy. Dla przykładu w Olsztynie czasów powojennych dawni mieszkańcy stanowili ledwie… 9% całej populacji tego miasta! Pozostali „nowi Warmiacy” byli ludnością, która osiedliła się tutaj już po 1945 roku. Na wsi sytuacja była znacznie lepsza, niż w miastach, zwłaszcza na ziemiach południowej Warmii, od zawsze zamieszkałej w większości przez ludność polską. Tutaj większość mieszkańców postanowiła zostać w swej małej ojczyźnie. W powiecie olsztyńskim rdzenna ludność warmińska stanowiła 70, a w niektórych wsiach nawet 90% wszystkich mieszkańców. W późniejszych powojennych latach część z nich, rozczarowana Polską Ludową, również wyemigrowała do Niemiec.

Polacy z różnych stron przedwojennej Rzeczpospolitej przynieśli ze sobą własną lokalną tradycję i kulturę, dlatego ta zastana wydawała im się obca, a czasem wręcz wroga. Niewielu starych Warmiaków, wbrew wszelkim dziejowym zawieruchom, niewzruszenie wytrwało na ziemi, którą od setek lat zamieszkiwali ich przodkowie. Warmia stała się krainą bez Warmiaków i wszystko wskazywało na to, że jako kraina historyczna skazana została na śmierć.

O Warmio moja miła…

W wyniku warmińskiej „pielgrzymki ludów” dawne księstwo biskupie zatraciło swą tożsamość historyczną. Ludność napływowa, „nowi Warmiacy” niewiele, lub nic zgoła nie wiedzieli o przeszłości krainy, która miała stać się ich nową ojczyzną. Jakież było zatem ich zdziwienie, gdy na ziemiach, które uważali za „obce”, niemieckie, spotkali ludność mówiącą tym samym językiem, choć mocno zniekształconym w wyniku wielu lat izolacji kulturowej. Mimo tego, nieufność i podejrzliwość, pomiędzy autochtonami, a „repatriantami” sprawiała, iż początkowo niemożliwym wydawało się wytworzenie jakiejś głębszej więzi przybyszów z ziemią warmińską.

Przestano nawet odróżniać Warmię od Mazur do tego stopnia, że ludność napływowa przekonana była, że mieszka na Mazurach. Była to z resztą ogólna tendencja, ku której skłaniały się także nowe władze. Wynikało to po części ze zmian, jakim uległa Warmia po roku 1945. Dawni mieszkańcy tej krainy powracali po wojnie do swej małej ojczyzny i… nie poznawali jej.

Nie tylko, że w wyniku zniszczeń, miasta, ale też i wsie wyglądały często zupełnie inaczej. Utrata tożsamości kulturowej przez dawne biskupie dominium wyrażała się nawet w nazewnictwie ulic, urzędów, czy sklepów. I tak Warmia administracyjnie weszła w skład Okręgu Mazurskiego. Powstałe w Olsztynie muzeum, zorganizowane przez Hieronima Skurpskiego, również nazywało się Muzeum Mazurskim, podobnie, jak i ukazujące się do 1947 roku „ulubione pismo olsztynian” „Wiadomości Mazurskie”. Księgarnia nazywała się „Książnicą Mazurską”. Także państwowe zakłady nazywano „mazurskimi”, jak chociażby Spółdzielnię Spożywców „Mazur”.

W roku zakończenia wojny powołano również do życia kolejne „mazurskie” stowarzyszenie na Warmii – Towarzystwo Muzyczne Okręgu Mazurskiego. Pierwszy zaś powojenny instytut naukowy powstały w Olsztynie zwał się, a jakże… Instytutem Mazurskim! Za Mazurów uważano też np. miejscową ludność Braniewa, która przyznawała się do swej więzi z kulturą polską. Ta sytuacja spowodowana była m.in. tym, iż we władzach lokalnych znalazło się po II wojnie światowej bardzo wielu działaczy pochodzących właśnie z Mazur.

O ile problem tożsamości dawnego biskupiego księstwa, które nagle zaczynało stawać się Mazurami, dla ludności świeżo przybyłej na Warmię właściwie nie istniał, o tyle dla rodowitych Warmiaków sytuacja ta była często dość stresująca. Co bardziej światli usiłowali protestować przeciwko wymazywaniu „warmińskości” ze świadomości społecznej Polaków. Jedną z takich osób był poeta Alojzy Śliwa, który już w 1945 roku w gazecie… „Wiadomości Mazurskie”, opublikował wiersz Warmia czy Mazury:

Gdym powrócił na Warmię
dziw mnie spotkał – jako żyję
na Warmię przyjechałem,
a Mazury tu zastałem

Lecz gdzie wzrok mój rzucę – wszędzie
Czy w gazecie, czy w urzędzie
Wszystko głosi – nawet mury
że tu teraz są Mazury!

Z czasem jednak sytuacja zaczęła się poprawiać. Zaczynano zauważać, że ziemia, której granice na mapie przypominają trójkąt równoboczny z wierzchołkiem w okolicach Braniewa to z pewnością nie Mazury, a Warmia. I chociaż niemożliwym wówczas było oddzielenie – tak administracyjne, jak i kulturowe, Warmii od Mazur, to jednak sukcesem było już samo dostrzeżenie faktu istnienia Warmii, krainy historycznej o tradycjach bogatszych znacznie od Mazur, które krainą historyczną nie są. Sama z resztą nazwa „Mazury” została ukuta w sposób sztuczny, w przeciwieństwie do nazwy „Warmia”, funkcjonującej wszak od roku 1243.

W miarę, jak ludność, która na Warmii osiedliła się po II wojnie światowej, stopniowo wrastała i zżywała się z ziemią dawnego księstwa, zaczęto dostrzegać różnice dzielące Warmię od Mazur i podkreślać je. Powstał wówczas m.in. klub sportowy „Warmia”, oraz zespół pieśni i tańca o tej samej nazwie. Wszystko to jednak zbyt mało, by można było mówić o odtwarzaniu lokalnej świadomości regionalnej wśród mieszkańców Warmii. Było to z resztą niemożliwe dla ludności, która niemal całe swoje życie mieszkała w innych dzielnicach dawnej Rzeczpospolitej. Stąd powojenni mieszkańcy Warmii nie uważali się za Warmiaków.

Jednakże drugie, a w większym jeszcze stopniu trzecie pokolenie, urodzone już na Warmii, niejako naturalnie uważało ten region za swą „małą ojczyznę”. Ich rodzice, często pochodzący z różnych stron i regionów nie mogli przekazać im dziedzictwa kulturowego, z którym sami czuli się zrośnięci. Dlatego ich potomkowie, Warmiacy w drugim i trzecim pokoleniu, zaczęli na nowo odkrywać Warmię – jej bogatą, a tragiczną historię, zwyczaje, tradycję. Naturalnym biegiem rzeczy utożsamiali się z przeszłością ziemi, na której się urodzili i wychowali. Pewnym symbolem tego powrotu „warmińskości”, choć była to „warmińskość” o zupełnie nowym obliczu, mimo nawiązywania do wielkiej przeszłości, było odrodzenie się „Gazety Olsztyńskiej”, pisma, które dla polskiej Warmii zdziałało chyba najwięcej. Niestety, to nowe, lansowane oblicze Warmii, łączące tradycję z nowoczesnością, przybierało często formy groteskowe. Tak było i z „Gazetą Olsztyńską”. Dawne, przedwojenne pismo o tradycjach katolickich w swym współczesnym wcieleniu stało się bowiem… organem KW PZPR!

Istotną rolę w przechowaniu, a potem odrodzeniu tak samej nazwy „Warmia”, jak i powiązanej z dawną tradycją tożsamości kulturowej Warmiaków, odegrał po II wojnie światowej kościół katolicki. Z racji swej świetnej przeszłości na ziemi warmińskiej, która stanowiła wszak niegdyś udzielne biskupie księstwo, kościół w sposób naturalny stał się nośnikiem tradycji, przekazicielem „warmińskości” kolejnym pokoleniom Warmiaków. Początkowo jednak komunistyczne władze dążyły do przecięcia tych więzów, które jeszcze łączyły „stare” z „nowym”. W 1945 roku na Warmię powrócił biskup Maksymilian Kaller z zamiarem kontynuowania swej posługi duszpasterskiej i zreformowania warmińskiego kościoła w duchu pojednania polsko – niemieckiego. Kaller zamierzał przyjąć polskie obywatelstwo i pozostać na Warmii. Władze odmówiły mu jednak polskiego paszportu, skutkiem czego musiał on wyjechać do Niemiec, zrzekając się jednocześnie zwierzchnictwa nad biskupstwem. Pomimo tego zarówno obiekty sakralne regionu – kościoły i niezliczone kapliczki, jak i sami księża byli wciąż łącznikiem między dawną, historyczną Warmią, a tworzącym się dopiero nowym warmińskim ludem. Tak bowiem, jak i przed wiekami, kapituła warmińska wciąż spotykała się na posiedzeniach we Fromborku, ludność byłego biskupiego księstwa wciąż spotykała się na modlitwach i pielgrzymkach w Gietrzwałdzie, Świętej Lipce. Doceniając zasługi kościoła katolickiego w zachowaniu historycznej świadomości kulturowej Warmii możemy chyba powiedzieć, że gdyby nie jego postawa, dziś nazwa „Warmia” znana byłaby jedynie wąskiemu gronu badaczy dziejów.