Polskojęzyczni Warmiacy, czy warmińscy Polacy?

Wstęp

I rozbiór Rzeczpospolitej wydarł Polsce Warmię, która stała się łupem Prus. Księstwo biskupie utraciło swą autonomię, jaką cieszyło się w państwie polskim. Jednocześnie polskojęzyczni Warmiacy, zamieszkujący głównie południową część dawnego biskupiego dominium, znaleźli się w mniejszości wobec niemieckojęzycznych mieszkańców państwa pruskiego. Również i cała Warmia, tak południowa, jak i północna, stała wyróżniającą się enklawą katolicyzmu, w otaczającym ją morzu ludności protestanckiej…

W obronie ojczystej mowy

Po objawieniach gietrzwałdzkich polscy chłopi warmińscy zaczęli podnosić głowy. Świadomość, że ich dążenia mają „sankcję religijną”, dodała im skrzydeł i sił nie tylko do kultywowania swych tradycji i języka, ale do głośnego domagania się poszanowania dla swej polskości. Wojciech Kętrzyński, wybitny Polak i historyk pisał, iż lud wiejski dzielnie trzyma się swego narodowego języka. W obronie ojczystej mowy wystąpili najbardziej uświadomieni przedstawiciele warmińskich Polaków. Idąc za Wielkopolską, postanowili oni urządzać wiece domagające się powrotu w szkołach nauczania w języku polskim. Pierwszy wiec, organizatorem którego był wspominany już Franciszek Szczepański, odbył się 15 sierpnia 1885 roku w Olsztynie. Mimo wcześniejszych ogłoszeń w „Allensteiner Kreisblatt”, oraz wysłania zaproszeń do nauczycieli i księży, odzew był nikły.

Na wiecu pojawiło się zaledwie dwadzieścia osób. Jednakże analogiczny wiec zorganizowany dzień później w Barczewie zgromadził już 150-ciu Polaków, głośno domagających się anulowania ustawy z roku 1873, wprowadzającej język niemiecki do nauczania w szkołach wszystkich szczebli. Wystosowano petycję do Landtagu, którą podpisało 3435 polskich Warmiaków – ojców rodzin. Była to liczba ogromna, jak na ówczesne możliwości żywiołu polskiego na Warmii. Pamiętać bowiem należy, że pod petycją podpis swój złożyli jedynie dorośli mężczyźni, z których każdy miał dzieci w wieku szkolnym lub przedszkolnym, rodziny zaś były zwykle wielodzietne. W tekście przesłanym wówczas do Landtagu polskojęzyczni Warmiacy postulowali m.in.:

1. Aby polskie dzieci uczono religii świętej we wszystkich oddziałach po polsku;
2. Aby też dzieci uczono we wszystkich oddziałach polskiego czytania i pisania tak, żeby one opuszczając szkołę dobrze to umiały, rachunków zaś ich uczono tak, aby równo dobrze po polsku i po niemiecku umiały rachować;
3. Aby nauczyciele przy szkołach z polskiemi dziećmi dobrze umieli po polsku.

Postulaty wysunięte na wiecach nie miały, jak widać, nawiązywać do rodzącego się właśnie radykalnego, „wielkopolskiego” (ze zwględu na pochodzenie pewnych jego aktywistów, jak i związki z wielkopolskimi ruchami narodowymi), jak określali go Niemcy, ruchu polskiego. Przeciwnie – polscy Warmiacy podkreślali swe oddanie i lojalność dynastii Hohenzollernów pisząc o skrupulatnym płaceniu podatków przez ludność południowej Warmii, oraz o przelewaniu swej krwi w imię pruskiego monarchy. Niestety, petycja Polaków została przez Landtag odrzucona, mimo iż znaleźli się posłowie niemieccy, jak Peter Spahn, wraz z całą frakcją katolickiej partii „Centrum”, którzy stanęli w obronie Warmiaków i głosowali za przyjęciem postulatów petycji. Ich głosy jednakże nie starczyły do przegłosowania wniosku o przyjęcie próśb warmińskich Polaków.

U podstaw konfliktu

I rozbiór Rzeczpospolitej wydarł Polsce Warmię, zagarniętą przez Prusy. Księstwo biskupie utraciło swą autonomię, jaką cieszyło się w państwie polskim. Jednocześnie polskojęzyczni Warmiacy, zamieszkujący głównie południową część dawnego biskupiego dominium (zob. mapka s. 22), znaleźli się w mniejszości wobec niemieckojęzycznych mieszkańców państwa pruskiego. Również i cała Warmia, tak południowa, jak i północna, stała wyróżniającą się enklawą katolicyzmu, w otaczającym ją morzu ludności protestanckiej. Początkowo, mimo iż biskupi Warmii utracili w swej diecezji władzę świecką, dawne dominium zdołało obronić swą odrębność i stosunkowo dużą niezależność. Również i nowe władze utrzymały administracyjną jedność prowincji, dopiero w początkach XX wieku rozbijając historyczną całość Warmii, prawie niezmienną od 1243 roku.

Zarówno polscy, jak i niemieccy mieszkańcy nowej prowincji pruskiej czuli się głęboko związani z tradycją regionu, jego przeszłą świetnością pod panowaniem polskich władców. Historyczne dziedzictwo Warmii silnie kultywował i umacniał przede wszystkim kościół katolicki, który położył ogromne zasługi w kształtowaniu się specyficznej warmińskiej kultury w okresie porozbiorowym. Biskup Józef Hohenzollern ostro występował przeciwko wprowadzeniu do nauki podręcznika Przyjaciel dzieci, a swój sprzeciw argumentował faktem, iż ów podręcznik nie podkreślał odrębności kulturalnej, industrialnej i fizycznej Warmii. Warmiacy dumni byli ze swego dziedzictwa historycznego, a władze akceptowały to i nie usiłowały przeszkadzać mieszkańcom regionu w kultywowaniu swej przeszłości. Dlatego np. było wówczas zupełnie normalne, że w braniewskim ratuszu wisiał portret polskiego władcy Władysława IV, uważanego za dobroczyńcę miasta. Kultura warmińska pierwszych lat po rozbiorach nie dzieliła się jeszcze na „kulturę narodową” – polską, czy niemiecką. Była przesiąknięta wyrosłą ze średniowiecza uniwersalną kulturą europejską – kulturą łacińskiego kręgu cywilizacyjnego, ze wspólnym dziedzictwem przejętym w spadku po Imperium Rzymskim. W początkach XIX wieku, wraz z nowopowstałymi prądami romantycznymi, zaczęła jednak wzrastać wśród niemieckojęzycznych mieszkańców północnej Warmii niemiecka świadomość narodowa. Rosło poczucie więzi tak z państwem pruskim, jak i ze znacznie szerszą wspólnotą „wszystkich Niemców”. Proces ten został jeszcze przyspieszony przez wojny napoleońskie, które zjednoczyły Prusaków w walce ze wspólnym wrogiem, oraz powstanie całego szeregu inspirowanych przez Kościół stowarzyszeń katolickich. Zwieńczeniem tej drogi samookreślenia było zjednoczenie Niemiec.

Niemieckojęzyczni Warmiacy, stopniowo określając swą tożsamość kulturową, nie brali pod uwagę faktu, iż na południowych terenach dawnego biskupiego księstwa większość mieszkańców mówi innym językiem – polskim, choć zniekształconym i mocno odbiegającym od kanonu literackiego.

Bariera językowa między polską mniejszością, a resztą obywateli państwa pruskiego była nie do przyjęcia dla pruskich władz. Rozpoczął się trudny okres rugowania żywiołu polskiego (a zatem, jak wyżej wspomniano, przede wszystkim, czy też raczej wyłącznie języka). W tym świadomym działaniu administracji pruskiej nie należy, przynajmniej nie w pierwszym okresie, dopatrywać się celowych szykan w stosunku do polskich Warmiaków, podyktowanych niemieckim szowinizmem, czy nacjonalizmem. Przeciwnie – początkowo władze usiłowały doprowadzić do wyparcia języka polskiego mając na względzie autentyczne dobro ludności południowej Warmii. Funkcjonując bowiem jako obywatele Prus, mając do czynienia z niemieckimi urzędnikami itd., mówiący jedynie po polsku Warmiacy stawali się automatycznie obywatelami drugiej kategorii, bez szans na karierę, czy awans społeczny. Pogrążało to jeszcze bardziej i tak już bardzo biedną, w porównaniu do swej części północnej, południową Warmię. Mimo tego ta polityka germanizacyjna od samego początku napotykała na sprzeciw polskich chłopów z południa regionu. Władze, choć skłonne do pewnych ustępstw, nie rezygnowały. Czekało je jednak zadanie arcytrudne, zważywszy, że w dawnym księstwie biskupim istniały całe wsie, wcale liczne, w których 100% mieszkańców mówiło jedynie po polsku. Cały wiek XIX trwała walka Prusaków o stopniowe zupełne wyparcie języka polskiego ze szkół, co ostatecznie zakończyło się całkowitym w zasadzie sukcesem. Pomimo tej polityki władz, warmińska ludność polska, na co dzień, we wzajemnych kontaktach, nadal rozmawiała tylko w swym rodzimym języku. Dotyczyło to w szczególności wsi, gdzie mieszkańcy nie tylko, że nie byli dwujęzyczni, ale polski był ich jedynym językiem. W miastach sytuacja była lepsza. Mieszkańcy miast zwykle mówili tak po polsku, jak i po niemiecku.

Wraz z budzeniem się świadomości narodowej w Europie także i do warmińskich Polaków zaczęły docierać i żywo ich poruszać kwestie związane z określeniem swej własnej tożsamości. Powoli wzrastały również kontakty z Polakami z innych ziem – z Pomorza, Górnego Śląska i in. Na Warmię docierała prasa polskojęzyczna, oraz książki z innych zaborów, pieśni patriotyczne powstańców polskich, czy Mazurek Dąbrowskiego. Z czasem Warmią zaczęto się również interesować na innych terenach zamieszkałych przez Polaków, dostrzeżono bowiem możliwość stworzenia ruchu narodowego wśród polskojęzycznych mieszkańców tej krainy. Pod wpływem tych procesów część polskich Warmiaków zaczęła budzić się z długiego letargu i coraz głośniej przypominać o swym istnieniu.

Przebudzenie

Ważną rolę w narastaniu patriotyzmu polskiego wśród polskojęzycznej ludności warmińskiej odegrało wybuchłe w 1863 roku Powstanie Styczniowe. Wyraźnie pokazało, że znaczna część polskich Warmiaków gotowa jest do „powrotu na Ojczyzny łono”. Co prawda walki powstańców nie rozszerzyły się na tereny Warmii, tym niemniej jednak odgrywała ona w wysiłkach Polaków dużą rolę. Stanowiła bowiem ważny punkt przemytu broni dla walczących patriotów polskich. W akcji tej wzięły udział wszystkie niemal warmińskie powiaty. Akcja zakupu i przemytu broni dla walczących oddziałów powstańczych może budzić nasze zdumienie sprawną organizacją i rozmachem zwłaszcza, że zorganizowany ruch polski na Warmii wówczas jeszcze nie istniał.

Rozbite oddziały powstańcze znajdywały również schronienie w bezpiecznej warmińskiej ziemi. Schronienia walczącym udzielały m.in. liczne wsie południowej, polskiej części regionu: Klebark WielkiGiławyPurdaKronowoMarcinkowoBartągBartołty WielkieSkajbotyRuszajnyNerwikJedzbark. W tyle za wsiami nie pozostawały też i miasta, chociażby Olsztyn, a przede wszystkim Wartembork (Barczewo), gdzie powstała nawet tajna organizacja miejscowej ludności, zaopatrująca ukrywających się powstańców w odzież, obuwie, żywność, leki. Należy tu zaznaczyć, że do pomagających walczącym należeli nie tylko polscy Warmiacy. Byli wśród nich także i ich niemieckojęzyczni krajani, którzy sympatyzowali z walczącymi o niepodległość Polakami. Również i władze raczej nie tropiły zbyt energicznie pomagających walczącym w zaborze rosyjskim Polakom. Na uwagę zasługuje tu historia aresztowania Wojciecha Kętrzyńskiego, historyka i aktywnego bojownika sprawy polskiej. Zadenuncjowany przez donosiciela, został Kętrzyński aresztowany z transportem broni w podolsztyńskim wówczas Jondorfie (dziś. dzielnica Olsztyna – Jaroty). Uwięziono go w Bramie Górnej (błędnie, acz powszechnie zwanej Wysoką Bramą). Po kilku dniach jednak sąd oczyścił go z zarzutu zdrady stanu dowodząc, iż jego działalność wymierzona jest w Rosję, nie zaś w Prusy. Kętrzyński rychło odzyskał wolność i nie zaprzestał swej konspiracyjnej roboty.

Wśród uświadomionych narodowo mieszkańców południowej Warmii byli i tacy, jak choćby Franciszek RydzewskiJakub Kwitka i August Lux, wszyscy z Olsztyna, którzy jako ochotnicy wstępowali w szeregi walczących oddziałów. Jednakże i w społeczeństwie warmińskim, nie zaangażowanym bezpośrednio w pracę na rzecz powstania, panowały silne nastroje antypruskie. W warmińskich szkołach nauczyciele pozwalali śpiewać pieśni wymierzone w Prusy, często bardzo radykalne, jak ta, która nawołuje, aby Prusakom wyciągnięto z łona wnętrzności. Odnosiło się to do władz, odpowiedzialnych za antypowstańczą politykę, oraz takie incydenty, jak słynna masakra bredyńska, w której zabito dziewięć osób, a wiele innych raniono. Kiedy natomiast właściciel karczmy w Butrynach rozprawiał o bezcelowości powstańczych wysiłków, otrzymał anonim o budzącej grozę treści: powróz już gotowy! Słowem – Powstanie Styczniowe miało na Warmii wielu cichych zwolenników, a także i działających na jego rzecz konspiratorów i agitatorów sprawy polskiej. Przygotowali oni grunt pod mające wkrótce nadejść przebudzenie polskojęzycznych Warmiaków.

Pomimo, iż Powstanie Styczniowe rozbudziło w warmińskich Polakach świadomość narodową, brakowało im do aktywnej walki z procesami germanizacyjnymi własnych organizacji, oraz zaplecza finansowego. Przede wszystkim jednak brakowało im wodzów. I ci mieli jednak, w końcu XIX wieku, pojawić się na warmińskiej ziemi. Ruch polski, zorganizowany, posiadający swych przedstawicieli, źródła finansowania, gazety, narodził się na terenach południowej Warmii dopiero w ostatnich 25 latach XIX wieku. Był zatem spóźniony w stosunku do innych historycznych ziem dawnej Polski. Jednakże wybuchnął on z ogromną siłą, jakby chcąc swą gwałtownością nadrobić stracone lata w walce o sprawę narodową.

Impuls do podniesienia głów, do upomnienia się o swe prawa, o swą polską kulturę i język, wyszedł z kręgów kościelnych niższego duchowieństwa. Proboszczowie polskich parafii, wykształceni i oczytani, lepiej rozumieli i dostrzegali procesy emancypacyjne zachodzące wśród europejskich narodów w ciągu XIX stulecia. Nie oznacza to bynajmniej, jakoby wszyscy księża polskich parafii warmińskich opowiadali się za ruchem polskim, lub chociażby za kultywowaniem polskiej mowy i tradycji. Przeciwnie, większość z nich posłusznie wykonywała narzucone odgórnie dyrektywy, stając się, mniej lub bardziej świadomie, narzędziem germanizacji polskiej ludności. Wynikało to po części z obawy przed ówczesnym biskupem warmińskim, Andrzejem Thielem (1886-1908), zajadłym polakożercą i lojalnym poddanym cesarza niemieckiego. Nie zawsze jednak jedynie strach krępował księży z polskich parafii południowej Warmii. Wśród nich nie brakowało bowiem i gorliwych, zagorzałych wrogów polskiej mowy i obyczaju.

Ksiądz Herman Macierzyński, poprzednik Barczewskiego na brąswałdzkiej parafii, zapisał się niechlubnie jako wyjątkowo gorliwy germanizator. Miał on mawiać, iż Warmiak nie mówiący po niemiecku, to tylko pół człowieka. Było to tym bardziej przykre, że był on Polakiem, synem rodowitego Warszawiaka. Swą antypolską postawą nieustannie wywoływał konflikty ze zdesperowanymi mieszkańcami Brąswałdu, z których większość nie mówiła po niemiecku. Brąswałdczycy usiłowali interweniować nawet w samym Rzymie przeciwko polityce swego proboszcza, jednak bez rezultatu. Chociaż jednak istnieli księża – germanizatorzy, jak właśnie Macierzyński, idea rozbudzenia polskiej świadomości narodowej w sercach warmińskich chłopów miała w niższym duchowieństwie polskim wielu gorących zwolenników. Byli to w pierwszym rzędzie tacy kapłani, jak wspomniany już ksiądz Walenty Barczewski (†1928), księża Wacław Osiński (1868-1945), Robert Bilitewski (1859 – 1935), Antoni Wolszlegier (1853 – 1922), czy Feliks Schreiber (1857 – 1889). Ten ostatni stanął na czele utworzonego przez siebie Związku Towarzystw Młodzieżowych, prężnej organizacji katolickiej, mającej nawet swą gazetę – „Życie Młodzieży”, która była dwutygodniowym dodatkiem do ukazującej się nieprzerwanie aż do wybuchu II wojny światowej „Gazety Olsztyńskiej”. Dzięki swej działalności skupiającej się wokół sportu, kultury, jak i odwoływaniu się do rodzimego – warmińsko-polskiego folkloru, Związek Towarzystw Młodzieżowych, kierowany przez Schreibera, a skierowany do ubogiej młodzieży robotniczej, swymi wpływami wśród Warmiaków daleko przewyższał założony później Związek Polaków w Prusach Wschodnich. Feliks Schreiber był również inicjatorem budowy w Olsztynie Domu Towarzyskiego Kopernik, będącego katolickim domem kultury. Fundusze na inwestycję pochodziły z ofiar Warmiaków. Niestety, energiczny młody kapłan nie dożył otwarcia Kopernika. Sam pracując fizycznie przy stawianiu gmachu, a będąc słabego zdrowia, dostał podczas pracy krwotoku i zmarł wkrótce przed skończeniem budowy. Dzieło jego życia, choć służyło po jego śmierci warmińskiej młodzieży, nie odegrało roli bastionu polskiego przeciw germanizacji. Nie takie z resztą miały być jego zadania. Przedwcześnie zmarły Feliks Schreiber należał do tych obrońców polskości, którzy nie angażowali się w działalność polskiego ruchu politycznego. Co więcej, uważał go za niebezpieczny i skłócający niemieckich i polskich katolików warmińskich. Przyszłość Polaków z południowych terenów dawnego biskupiego dominium upatrywał w łączności z Prusami i w lojalności wobec niemieckich władz. Do tej grupy „ugodowców” należał też początkowo i sam Walenty Barczewski, związany z katolicką partią „Centrum”, podobnie jak i ksiądz Wacław Osiński. Później jednak ich poglądy zradykalizowały się i obaj stali się gorącymi orędownikami walki o polską Warmię.

Z inspiracji patriotycznie nastrojonych księży południowej Warmii niektórzy parafianie stopniowo włączali się do walki o utrzymanie polskości swej ziemi. Prekursorami tych zmagań było czterech chłopów: Andrzej SamulowskiFranciszek Szczepański, oraz Jan Liszewski i Jakub Mazuch. Wszyscy czterej odebrali staranne wykształcenie poza granicami biskupstwa, gdzie utwierdzili się w swym gorącym polskim patriotyzmie. Po powrocie z nauk czynnie wystąpili w obronie polskiej ludności, w coraz większym stopniu zagrożonej zupełnym zniemczeniem.

Dopiero od wystąpień tych czterech polskich patriotów, za którymi poszli wkrótce inni, możemy mówić o „ruchu polskim” na Warmii. Ci chłopi warmińscy przeszli bowiem od postawy pasywnej – biernego oporu wobec władz pruskich, do aktywnej działalności społeczno – politycznej w imię obrony interesów tych Warmiaków, którzy nie tylko po polsku mówili, ale też i myśleli, a przede wszystkim czuli. Obok tych pionierów wkrótce stanęli i inni, zachęceni dawanym przez nich przykładem. Byli to m.in. Andrzej Kaber z Woryt, Piotr Sznarbach i Antoni Sikorski, obaj z Gietrzwałdu, Józef Thiel z Czerwonki, Maciej Sznarbach z Najdymowa, wreszcie Antoni Kobudziński z Ramsowa.

Lamkowo – czytelnia F. Szczepańskiego

Ci pionierzy walki o polskość południowej Warmii, od podstaw musieli budować, zupełnie wcześniej nieistniejące, struktury organizacji warmińskich Polaków. Franciszek Szczepański, syn bogatego warmińskiego gbura z Lamkowa zajął się czytelnictwem. Zorganizował on w powiecie olsztyńskim i reszelskim aż 70 polskich czytelni wchodzących w skład Towarzystwa Czytelni Ludowych. Miały one niezwykle ważne zadanie podtrzymywania wśród mieszkańców południowej Warmii znajomości języka polskiego, a ponadto, przez odpowiedni dobór lektur, kształtowania światopoglądu Warmiaków z południa w duchu narodowym. Szczepański, świadom niebezpieczeństwa wynarodowienia się południowej Warmii, głośno nawoływał do czytania po polsku. Był to bowiem jedyny ratunek, żebyśmy my i dzieci nasze nie zapomnieli po polsku czytać i nie zaprzestali być Polakami. Czytelnie organizowano społecznie, a koszta ich utrzymania pokrywano z licznych datków przysyłanych przez ofiarodawców, tak z Warmii, jak i z innych rejonów zamieszkałych przez ludność polską. Wpłata pieniędzy na działalność czytelni równała się swoistej deklaracji, była manifestem światopoglądowym, jawnym opowiedzeniem się po stronie polskiej.

Inną działalnością zajął się Andrzej Samulowski, ubogi zagrodnik, ale także i poeta, zwany przez Niemców głównym wędrownym apostołem polskiej agitacji. Pod wpływem wypadków gietrzwałdzkich, o których opowiemy niżej, w roku 1878 otworzył on polską, katolicką księgarnię w Gietrzwałdzie, czynną z resztą po dziś dzień. „Księgarnia Katolicka Roman i Samulowski” sprzedawała książki i gazety polskie sprowadzane m.in. z Pelplina, Grudziądza i Torunia.

Jakub Mazuch organizował polityczną stronę ruchu polskiego. Działał także poza granicami Warmii, przypominając narodowi polskiemu o nieco zapomnianych rodakach z ziem dawnego biskupiego księstwa.

Kulturkampf

Rozbudzenie świadomości narodowej południowych Warmiaków zbiegło się w czasie z polityką Kulturkampfu, lansowaną przez rząd Otto von Bismarcka. Była to dość brutalna próba wprzęgnięcia Kościoła w ramy państwowe, zdławienia niewygodnej często dla rządu niezależności duchowieństwa. Chociaż Kulturkampf nie był wymierzony bezpośrednio w Polaków warmińskich, to jednak ta tradycyjnie katolicka społeczność najdotkliwiej odczuła jego skutki. Walcząc z katolicką partią Centrum, Bismarck uderzył w kościół katolicki poprzez szereg ustaw, ograniczających szerokie dotychczas uprawnienia kleru, m.in. w zakresie szkolnictwa, do spraw stricte religijnych. Na terenach zamieszkałych przez Polaków szybko też Kulturkampf stał się narzędziem germanizacji, formą walki z emancypacyjnymi dążeniami narodu polskiego.

W 1872 roku wydano dekret, na mocy którego ustanawiano język niemiecki językiem wykładowym w szkole. Co więcej, język polski, jako „obcy” został zakazany nawet na lekcjach… języka niemieckiego dla uczniów polskich. Był to ogromny cios dla wiejskich terenów południowej Warmii. W przeciwieństwie bowiem do ośrodków miejskich, gdzie, jak wspomniano, Polacy mówili również po niemiecku, warmińscy chłopi znali tylko język polski. W ten sposób nauka w szkołach z przewagą ludności polskiej stała się istną farsą. Polskie dzieci mechanicznie powtarzały niemieckie zwroty i zdania bez żadnego celu. Opanowywały pamięciowo niemiecki tekst, którego zupełnie nie potrafiły zrozumieć. W takich warunkach polskojęzyczne dziecko nie mogło wynieść ze szkoły żadnej wiedzy. Obrazuje to najlepiej anegdota z tamtych lat, choć zabawna, to jednak najzupełniej prawdziwa:

Matka dziecka będącego tuż przed komunią świętą przyszła do księdza uczącego religii z pytaniem, jaki katechizm ma kupić dla swej pociechy. Ksiądz instruuje kobietę:
– ponieważ dziecko jest polskie – a zatem – polski!
– ale on w ogóle po polsku nie umie czytać – odpowiada na to kobieta.
– a po niemiecku umie czytać? – pyta ksiądz.
– umie.
– a zatem kupcie mu katechizm niemiecki!
– ale on nic z tego nie rozumie!

Do tego właśnie doprowadziła polityka germanizacyjna niemieckich władz.

Kadrze nauczycielskiej zabroniono wstępowania do stowarzyszeń o charakterze zarówno polskim, jak i katolickim. Proboszczem parafii mógł zostać tylko ksiądz mający „błogosławieństwo” władz. Jednym z wymogów był tu państwowy egzamin dla wszystkich kapłanów, ze znajomości historii i kultury niemieckiej. Stopniowo język niemiecki wprowadzono jako „jedynie słuszną” mowę we wszelkich instytucjach publicznych, od kas biletowych, po sale sądowe. Polskojęzyczni Warmiacy stali się nagle obiektem prześladowań, drwin, zepchnięto ich na margines – mogli, według polityki uprawianej przez Bismarcka, albo ulec zniemczeniu, albo pozostać w stanie totalnego zacofania. Akcja germanizacyjna była dodatkowo wspierana przez organizację Ostmarkenverein, czyli Związek Kresów Wschodnich. Była to powstała w 1894 roku nacjonalistyczna formacja, utworzona specjalnie do walki z polskością na terenach zaboru pruskiego, zwana potocznie hakatą, od nazwisk jej założycieli – Hansemanna, Kennemanna i Tiedemanna (H-K-T). Wobec takich zmasowanych nacisków władz, germanizacja ludności polskiej Warmii wydawała się być tylko kwestią czasu. Rząd pruski nie przewidział jednak, że Warmiacy, zwłaszcza w wyniku polityki konfrontacji rządu z kościołem katolickim, zdecydują się na walkę w obronie swej dopiero co rozbudzonej tożsamości narodowej.

Lud warmiński był pracowity, lojalny i posłuszny władzy, jednak swą „wiarę ojców” przedkładał nad ustawy i zarządzenia. W konflikcie państwo-kościół bez wahania stanął po stronie kapłanów. Dlatego kulturkampf paradoksalnie przyniósł owoce odwrotne do zamierzonych. Jak pisał wybitny angielski historyk Polski, Norman Davies, Nic nie mogło wywrzeć silniejszego wpływu na umocnienie się świadomości narodowej Polaków. Istotnie, polscy Warmiacy mogli ścierpieć wiele, jednak kiedy na ziemiach południowej Warmii aż w ośmiu parafiach nie było kapłanów, którzy zostali przez władze aresztowani i osądzeni na podstawie tzw. paragrafu kazalnicy, umożliwiającemu władzom skazanie każdego kapłana za krytykowanie rządu, miarka się przebrała. Oliwy do ognia dolało jeszcze surowe karanie księży, którzy łamiąc bismarckowskie ustawy odprawiali msze w parafiach pozbawionych opieki duchowej. Lud czynnie wystąpił w obronie swych pasterzy. Nie wiadomo jednak, czy polskim Warmiakom starczyłoby sił do przeciwstawienia się kulturkampfowi, gdyby nie pewne nadzwyczajne wydarzenie. Kiedy bowiem kulturkampf wszedł w swą najostrzejszą fazę, w kwestii dławienia Kościoła, a z nim i kultury polskiej, postanowiły wypowiedzieć się same Niebiosa…

Objawienie

Wydarzenia, o których za chwilę opowiemy, są szczególnego rodzaju. Ich osobliwość, czas, miejsce i charakter, a przede wszystkim skutki, są niezwykłe i niewytłumaczalne. Te wydarzenia to słynne „objawienia gietrzwałdzkie”. Historia objawień zaczyna się 27 czerwca 1877 roku. Wówczas to 11-letnia Justyna Szafrańska wraca z matką do oddalonego o zaledwie 2 km domu w Worytach. Wtem tuż przy kościele zatrzymuje ją dziwne zjawisko: oto bowiem ogląda na drzewie tajemniczą postać na „złotym tronie”. Wokół niej krążył maleńki aniołek odziany w „złotą sukienkę”. Po opowiedzeniu tej historii księdzu, ów zachęcił Justynę, by dzień później pojawiła się w tym samym miejscu. Intuicja księdza nie zawiodła. Oto bowiem, gdy dzwon uderzył na wieczorny „Anioł Pański”, na drzewie pojawił się najpierw złoty tron, następnie siedząca na nim Maryja, z aniołami w charakterze jej „przybocznej straży”.

Po chwili aniołowie donieśli z nieba „Dzieciątko Jezus” w „złotej szacie”. Tym razem cudowne zjawisko ujrzała też Barbara Samulowska. Objawienia trwały przeszło dwa miesiące. Po kilku razach, zagadywana przez dziewczęta postać zaczęła rozmawiać z nimi… po polsku! W czasie objawień udzieliła im szeregu wskazówek i proroctw. Mówiła m.in. o konieczności odmawiania różańca, o tym, że nagrodą za gorącą modlitwę Warmiaków będzie zwrócenie im kapłanów i ponowne otwarcie klasztoru w Łąkach (k. Nowego Miasta Lubawskiego). Maryja, rzecz zastanawiająca, okazała się zaangażowaną politycznie, jako że poparła Polaków w ich walce o własny język i odrodzenie narodowe.

Zostawmy jednak religijny wymiar wydarzeń w Gietrzwałdzie, dodając jedynie, że jest to jedyne objawienie na terenie współczesnej Polski, które zostało oficjalnie [w 1977 roku] uznane za autentyczne. Zachowując bezstronność i obiektywność nie twierdzimy, iż była to, jak sugerowały niemieckie gazety, polska prowokacja, czy też rzeczywiście, do czego skłaniał się sam ówczesny biskup Filip Kremenz, objawienia miały cechy każące je uznać za prawdziwe. Dla nas interesujące jest przede wszystkim, jakie znaczenie miały wypadki gietrzwałdzkie dla losów polskich Warmiaków.

Kiedy o objawieniach zaczęła pisać szeroko prasa, Gietrzwałd stał się sławny. Na odpuście 8 września 1877 roku zjawiło się aż 50000 tysięcy ludzi, głównie Polaków z ziem wszystkich zaborów. Nigdy jeszcze warmińska ziemia nie widziała takiej ilości ludzi zebranych w jednym miejscu. Dla żyjących dotąd w izolacji kulturowej polskojęzycznych Warmiaków był to prawdziwy szok. Nagle spostrzegli, że są częścią ogromnego narodu polskiego, że Polska była potężnym państwem, tylko ją rozebrali Rosja, Prusy i Austria, jak pisał Augustyn Hohmann z Unieszewa. Jeszcze dobitniej ów szok podsumował Ignacy Danielewski pisząc, że pielgrzymowanie do Gietrzwałdu dało Warmiakom sposobność do poznania między pątnikami wielu ludzi wykształconych (…). Przekonało ich to, że Polak niekoniecznie biedak lub prostak, niekoniecznie sam robotnik, rzemieślnik i człowiek niższego stanu tylko. Istotnie, pielgrzymi tłumnie przybywający modlić się w miejscu, w którym miała jakoby pojawiać się sama Maryja, stawali się emisariuszami polskości, jednocześnie rozbudzając zainteresowanie Warmią w swoich rodzinnych stronach.

Wydarzenia w Gietrzwałdzie były momentem przełomowym dla ruchu polskiego na Warmii. Nie tylko, że otworzyły warmińskim Polakom oczy na świat, ale utwierdziły ich w przekonaniu, że domaganie się uznania i praw dla swej nacji, praw do wyrażania się w swoim własnym języku jest obowiązkiem każdego Polaka mieszkającego w południowej Warmii. Skoro bowiem Maryja, rozumowano, mówiła po polsku, to jej pragnieniem jest zapewne, by ziemia warmińska pozostała polska. Grzeszy zatem każdy, kto wyrzeka się ojczystej mowy w imię kariery, czy dla uzyskania różnych przywilejów. Tak interpretowane przesłanie Matki Bożej dało polskiemu ruchowi na Warmii potężne wsparcie moralne i znacznie przyczyniło się do jego sukcesów.

„Gazeta Olsztyńska” i inne pisma

Organizowane wiece w obronie „mowy ojców” były pierwszymi, nieśmiałymi oznakami budzenia się ruchu narodowego na ziemiach południowej Warmii. Jednocześnie boleśnie odczuwano brak własnego pisma, które mogłoby nagłaśniać problemy Polaków warmińskich, oraz informować o ważnych wydarzeniach, zamieszczać felietony, słowem, stać się tubą polskiego ruchu narodowego na Warmii. Już w 1882 roku Maksymilian Andryson pisał w „Dzienniku Poznańskim”, iż dla dalszego kształtowania świadomości narodowej na Warmii, absolutnie konieczne jest założenie tam lokalnej gazety polskiej.

Zadania tego podjął się Jan Liszewski z Klebarka Wielkiego. Dzięki ofiarnym datkom Polaków m.in. z Petersburga, czy z Komitetu Niesienia Pomocy Mazurom można było zacząć poważnie myśleć o wydawaniu polskiego pisma. Organizacją własnej, polskiej drukarni i wydawnictwa zajęli się niestrudzeni: Andrzej Samulowski i Franciszek Szczepański, podczas gdy Jan Liszewski wyjechał na praktykę drukarską do Poznania. Po jego powrocie energicznie przystąpiono do pracy. 1 kwietnia 1886 roku ukazał się pierwszy numer „Gazety Olsztyńskiej”, która stała się odtąd organem prasowym ruchu polskiego Warmiaków. Reprezentowała ona stanowisko dość radykalne, jak mówili Niemcy „wielkopolskie” – nawoływała do czynnego udziału Polaków w życiu politycznym, do głosowania na polskich kandydatów w wyborach, naigrywała się z Niemców i wyrażała przekonanie o odzyskaniu niepodległości. Wspierała również aktywnie organizowane w 1892 roku wiece w obronie języka polskiego. Jej hasłem stało się umieszczone w winiecie tytułowej Uczmy dzieci czytać po polsku.

Po śmierci Liszewskiego „Gazetę Olsztyńską” przejął jego szwagier – Seweryn Pieniężny (senior). Kiedy i tego zbrakło wydawaniem pisma zajęła się jego małżonka Joanna z Liszewskich Pieniężna, później zaś jej syn – Seweryn. On to był autorem drukowanych przez wiele lat felietonów Kuba spod Wartemborka gada. Pisane w gwarze warmińskiej komentarze aktualnych wydarzeń nie tylko z życia miasta, ale też i całego świata, stały się jedną z najmocniejszych stron „Gazety”, wydawanej początkowo raz w tygodniu. Oprócz tych felietonów stałym elementem „Gazety…” był dział „polityczny” z informacjami o najnowszych wydarzeniach z kraju i ze świata, kronika, dział powieściowy, oraz istotne wiadomości gospodarcze, jak ceny zboża, czy bydła na rynkach w Królewcu i Berlinie.

Kiedy popularność „Gazety…” zaczęła wzrastać ukazywała się ona coraz częściej, by od 1 stycznia 1921 roku wychodzić aż 6 razy w tygodniu. Często dołączane były do niej dodatki, jak „Gość Niedzielny”, „Gospodarz”, „Życie Młodzieży”, „Głos Pogranicza”, „Przyjaciel Dziatek”. W drukarni Pieniężnych oprócz „Gazety…” wydawano także i inne pisma, m.in. „Gazetę Polską dla Powiatów Nadwiślańskich”, „Mazura”, czy miesięcznik „Głos Ewangelijny”, oraz książki, ulotki i broszury. W sumie, w okresie międzywojennym opublikowano 47 pozycji.

Obok „Gazety Olsztyńskiej” pojawiły się na Warmii i inne pisma polskojęzyczne, będące dla niej konkurencją i reprezentujące też inną opcję polityczną, w tym przede wszystkim katolickie „Nowiny Warmińskie” Eugeniusza Bucholza. Bucholz, co ciekawe, był Niemcem, który jednak przebywając stale z Polakami spolonizował się. Mimo znajomości wielu języków najchętniej mówił i pisał po polsku, popierał też polską walkę w obronie ojczystej mowy, własnej tożsamości kulturowej. Przyszłość polskich Warmiaków widział jednakże w łączności z państwem niemieckim. Sympatie polityczne reprezentowane przez redakcję „Nowin” stały wyraźnie po stronie katolickiej partii „Centrum”, do której należało i w której aktywnie działało wielu polskich księży. Bucholzowe „Nowiny”, a potem, po ich bankructwie, nowa gazeta – „Warmiak”, wypowiadały się przeciw germanizacji, zarzucały jednakże „Gazecie Olsztyńskiej” antyreligijność i krytykę władz kościelnych, które były coraz bardziej niechętne ruchowi polskiemu na Warmii. W skład redakcji „Nowin Warmińskich” wchodzili nawet późniejsi radykalni działacze ruchu polskiego – księża Walenty Barczewski i Wacław Osiński, zaś inicjatorem założenia „Nowin” był ks. Feliks Schreiber.

Pomimo, iż po upadku „Nowin” kolejne pismo – „Warmiak” ukazywało się aż jedenaście lat, stopniowo stawało się, nie z winy samego Bucholza, coraz bardziej lojalistyczne w stosunku do pruskich władz i wrogie ruchowi polskiemu. W końcu „Warmiaka” zamknięto z powodu braku abonentów. Na rynku została tylko „Gazeta Olsztyńska”. Warmia okazała się zbyt mała dla dwóch katolickich pism polskojęzycznych.
Bucholz był wielkim przyjacielem Polaków. Trafnie podsumował to Andrzej Wakar: był on (Bucholz) jednym z ostatnich przedstawicieli gatunku Polenfreunde. Nie współpracował w żaden sposób z „wielkopolskim”, radykalnym nurtem ruchu polskiego na Warmii i, jak można przypuszczać, nawet z nim nie sympatyzował. Tym niemniej jednak jego „Nowiny Warmińskie”, jak pisał Robert Traba, (…) znalazły trwałe miejsce w polskiej tradycji językowej i literackiej. Na ich łamach kultywowano nie tylko poprawną stylistycznie polszczyznę, ale także polskie wartości kulturowe.

Eugeniusz Bucholz był do pewnego stopnia postacią tragiczną. Znienawidzony przez Niemców za przyjaźń z Polakami, a przez wielu Polaków oskarżany o zbytni lojalizm w stosunku do władz pruskich, rozczarowany zaprzepaszczeniem głoszonej przezeń szansy pojednania, zmarł zapomniany w przytułku w roku 1928. Dziś w Olsztynie, największym warmińskim mieście, mamy ulice Królewny Śnieżki, Kubusia Puchatka, Czerwonego Kapturka, próżno by jednak szukać ulicy Eugeniusza Bucholza*, wielkiego Niemca, przyjaciela warmińskich Polaków. Wielka to szkoda, gdyż człowiek ten zrobił zapewne więcej dla pojednania polsko-niemieckiego, dla Warmii i dla Olsztyna, niż wszystkie postaci z bajek razem wzięte.

*ostatnio w końcu doceniono tego wielkiego Niemca. Na olsztyńskiej starówce ufundowano mu tablicę pamiątkową. Inicjatywa godna pochwały! (dop. autora)