Wstęp
Zakończenie I wojny światowej przyczyniło się do odzyskania niepodległości przez Polaków – narodu bez państwa. Również uświadomieniu narodowo polscy Warmiacy zaczęli żywić nadzieję, ze ziemie, które niegdyś rozkwitały w ramach Rzeczpospolitej, znów staną się częścią Polski. Niestety, były to nadzieje płonne. Warmia nie tylko nie przypadła II Rzeczpospolitej, ale już wkrótce ruch polski na Warmii zyskał nowego, rosnącego w siłę wroga – partię nazistowską…
Plebiscyt
Zakończenie I wojny światowej klęską tych potęg, które przyczyniły się do rozbiorów, rozbudziło w narodzie polskim nadzieje na odzyskanie niepodległości. Jednocześnie pojawił się problem w stosunku do tych ziem, do których zgłaszali pretensje tak Niemcy, jak i Polacy. Taką ziemią była też i Warmia – zamieszkana od stuleci przez obydwie nacje, mające tu swoje korzenie, tradycje i czujące się „u siebie”. Dlatego na terenach Warmii, zgodnie z postanowieniami Traktatu Wersalskiego, miano przeprowadzić plebiscyt, w którym ludność wypowiedziałaby się w sprawie przynależności tych ziem do państwa niemieckiego, lub nowopowstałego państwa polskiego.
Plebiscyt odbył się 11 lipca 1920 roku. Niestety, mimo wysiłków warmińskich Polaków, zaangażowanych w kampanię wyborczą, w tym prezesa warmińskiej Polskiej Rady Ludowej, księdza Walentego Barczewskiego, zakończył się on całkowitą porażką ruchu polskiego. Na terenie powiatu olsztyńskiego za przyłączeniem jego obszaru do Polski głosowało zaledwie 4902 osób, za pozostaniem w ramach państwa niemieckiego oddano zaś 31 486 głosów.
Aby wytłumaczyć ten sukces Niemców należy zwrócić uwagę na cały splot wydarzeń, które miały miejsce w okresie poprzedzającym głosowanie, a które razem przyczyniły się do klęski sprawy polskiej. Wymienić tu należy m.in. terror Niemców skierowany przeciw ludności polskiej, wyrażony w takich incydentach, jak choćby pobicie na śmierć mazurskiego działacza polskiego Bogusława Linki w Szczytnie. Ponadto z Niemiec słano na tereny plebiscytowe ogromne środki finansowe mające wspierać propagandę antypolską i finansować nielegalne akty terroru wymierzone w polskich działaczy. Gwoździem do trumny dla sprawy polskiej na plebiscycie był ewidentnie niesprawiedliwy przepis zezwalający na głosowanie tym wszystkim, którzy, choć od wielu lat przebywający poza Warmią, byli niegdyś jej mieszkańcami i tu się urodzili. W efekcie Niemcy na swój własny koszt sprowadziły z głębi kraju, głównie z okręgów przemysłowych, jak Zagłębie Ruhry, tysiące byłych Warmiaków, którzy wyemigrowali niegdyś „za chlebem”, aby mogli oni oddać swój głos. Niezrozumiały jest również zupełny niemal brak pomocy ze strony rządu polskiego, który, zgodnie z wyjaśnieniami Wincentego Witosa, dążył wówczas do likwidacji kwestii polskiej na Warmii i pozostawił warmińskich działaczy samym sobie. Nie pomogły ani listy słane przez Władysława Pieniężnego do władz w Warszawie, do Ministerstwa dawnej Dzielnicy Pruskiej w Poznaniu, ani do wojewody pomorskiego z siedzibą w Toruniu, ani nawet do prezesa Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego ks. A. Ludwiczaka z Poznania. Wszystkie alarmujące memoriały, listy i noty Pieniężnego pozostały bez odpowiedzi.
Duże znaczenie rzutujące na wynik głosowania miał też niepewny byt młodej państwowości polskiej, który w chwili plebiscytu był mocno zagrożony. Oto bowiem, gdy ludność warmińska oddawała swe głosy, u wrót Warszawy stały wojska Armii Czerwonej. W tej sytuacji propaganda antypolska skutecznie ukazywała Polskę, jako państwo sezonowe, nie mające szans na samodzielny byt polityczny. W ten sposób przeciągnięto na stronę niemiecką licznych niezdecydowanych.
19 sierpnia 1920 roku tereny plebiscytowe – kwidzyński i olsztyński, za wyjątkiem kilku ledwie pogranicznych wsi, w których sukces odnieśli Polacy, przekazano uroczyście niemieckim władzom wschodniopruskim. Tuż po klęsce „Gazeta Olsztyńska” pisała: Nikt z nas nie cieszył się złudzeniem, ażeby Warmia i Mazury przejść mogły w całości na łono Polski za pomocą plebiscytu. Lud polski na Warmii i Mazurach nie otrzymał wcale tych praw, które zagwarantowane są traktatem wersalskim. (…) Terror niesłychany panował do ostatniego dnia, mnożyły się napady bandyckie na ludzi objawiających swą polskość, jednym słowem hakatyzm hulał silniej niż kiedykolwiek. Nic też dziwnego, że wśród takich warunków plebiscyt był tylko wymuszeniem głosów od ludności na rzecz Niemców, ale nie spokojnym wyrażeniem swej woli przez ludność.
W cieniu swastyki
Upojeni triumfem działacze niemieccy nie zakończyli terroru z chwilą wygrania plebiscytu. Rozpoczęli zemstę na tych Warmiakach, którzy nie wyrzekli się swych propolskich sympatii. W Olsztynie bojówki niemieckie zdemolowały polski konsulat. Mnożyły się gwałty i napady na polskie kobiety. Polaków bito, wyrzucano z pociągów. Po obu stronach byli zabici. Wielu czujących się Polakami Warmiaków wyemigrowało wówczas do Polski. Panowały nastroje zniechęcenia i przygnębienia, wielu dawnych działaczy nie widziało sensu w kontynuowaniu swej walki.
Przeciwko takim kapitulanckim postawom dzielnie stanęła „Gazeta Olsztyńska”, apelując do ludności polskiej o pozostanie na ziemi warmińskiej i dalszą walkę. W listopadzie 1920 roku założono w Olsztynie Związek Polaków w Prusach Wschodnich. Początkowo jego działalność była pasmem sukcesów. W 1921 roku na listę Polskiej Partii w powiecie olsztyńskim padło aż 6000 głosów. Stało się tak pomimo aresztowania Jana Baczewskiego, sekretarza partii na miesiąc przed wyborami. W rok później Jan Baczewski, już po zwolnieniu z więzienia otrzymał mandat w wyborach do sejmu pruskiego w Berlinie. W roku 1924 ponownie został posłem i piastował swe stanowisko aż do roku 1928. Niestety, po początkowych sukcesach siła ruchu polskiego na Warmii znacznie osłabła i nigdy już nie powtórzono sukcesów z pierwszych lat dwudziestolecia międzywojennego.
Tymczasem na Warmii, podobnie, jak i w całej Republice Weimarskiej, na fali kryzysu ekonomicznego poczęła wypływać niewielka początkowo partia kierowana przez sfrustrowanego kaprala z I wojny światowej i niedoszłego studenta akademii sztuk pięknych – Adolfa Hitlera. Tą partią było NSDAP. Ugrupowanie Hitlera, szermując tradycyjnymi hasłami populistów, szybko powiększało swój elektorat, w każdych kolejnych wyborach stanowiąc poważniejszą siłę polityczną. Na terenie Warmii było to w znacznej mierze zasługą energicznego zarządcy Ericha Kocha, mianowanego w 1928 roku przez przyszłego führera gauleiterem? Prus Wschodnich. W wyborach 1930 roku NSDAP odniosła w Prusach Wschodnich ogromny sukces, zdobywając aż 22,8% głosów. Ostateczne przejęcie władzy na Warmii przez nazistów miało miejsce po wygranych wyborach w 1933 roku. W kwietniu 1934 roku Erich Koch został przez Hitlera powołany na stanowisko naczelnego nadprezydenta Prus Wschodnich.
Mimo sukcesów hitlerowców, na Warmii nadal kwitł ruch polski. Centrum tego ruchu stał się wówczas Dom Polski w Olsztynie, u zbiegu dzisiejszych ulic Partyzantów i Lanca. Znalazły w nim swe miejsce m.in. Bank Ludowy, szkoła polska i przedszkole. Nieopodal miał swą siedzibę polski konsulat. Ruch polski ziemi warmińskiej działał również i na polu gospodarczym. W 1923 roku powołano do życia spółdzielnię rolniczo-handlową „Rolnik” zajmującą się kupnem i sprzedażą płodów rolnych. Spółdzielnia ta współpracowała ściśle ze wspomnianym już Bankiem Ludowym.
Oprócz organizacji politycznych, gospodarczych, czy kulturalnych, na Warmii zakładano również polskie czytelnie i świetlice skupiające głównie młodzież. Pewną rolę, z czasem coraz większą, odgrywały także polskie biblioteki. Początkowo nie było ich wiele – zaledwie 11 w 1926 roku. Należały one do Polsko-Katolickiego Towarzystwa Szkolnego i wskutek marnej organizacji raczej wegetowały, niżeli rozwijały się. Zmiana nastąpiła dopiero w 1933 roku, kiedy to gruntownie zreorganizowano polskie bibliotekarstwo. Powołano wówczas do życia Oddział Wschodniopruski Centralnej Biblioteki Polskiej w Niemczech, kierowany przez Pawła Jaśka. Pod jego energicznym zarządem nastąpił rozkwit polskiego bibliotekarstwa na Warmii. W chwili wybuchu wojny działały tu już aż 32 polskie biblioteki.
Szkoły polskie
Skutecznym narzędziem oporu wobec germanizacji i solą w oku władz niemieckich były polskie szkoły. Powstawały one jeszcze przed plebiscytem. Otwarto wówczas polskie placówki edukacyjne m.in. w Gietrzwałdzie, Worytach, Nagladach, Różnowie, Gryźlinach, Butrynach, Ramsowie, Bredynkach, w sumie 17 polskich szkół. Pomimo likwidacji tych placówek oświaty po plebiscycie, działacze polscy nie ustawali w dążeniu do ponownego wskrzeszenia polskiego szkolnictwa na Warmii. W roku 1921 zawiązano w Olsztynie Polsko-Katolickie Towarzystwo Szkolne na Warmię. Władzom przedłożono również petycję wzywającą do wydania zgody na wprowadzenie do niemieckich szkół nauki języka polskiego, oraz lekcji religii prowadzonych po polsku. Władze wyraziły zgodę. Jednocześnie nie ustawano w dążeniu do uzyskania pozwolenia na organizowanie osobnego, prywatnego szkolnictwa polskiego.
Zabiegi ruchu polskiego powiodły się i w roku 1928, głównie za sprawą polskiego posła Jana Baczewskiego, Rada Ministrów Prus takie pozwolenie wydała, z zastrzeżeniem, iż wnioskodawcy wykazać się muszą posiadaniem lokalu na szkołę, niezbędnymi środkami finansowymi, oraz wykwalifikowaną kadrą nauczycielską. Jednocześnie władze lokalne rozpoczęły piętrzenie trudności chcąc nie dopuścić do otwarcia polskich placówek oświaty. Ciężko było również znaleźć nauczycieli chcących uczyć dzieci w polskich szkołach. Związane to było z wymogami stawianymi pedagogom przez władze niemieckie. Każdy nauczyciel, obywatelstwa polskiego, musiał się legitymować oczywiście dyplomem nauczycielskim, ponadto policyjnym świadectwem moralności, zezwoleniem władzy kościelnej na prowadzenie zajęć z religii. Uzyskać też musiał zgodę władz polskich na urlopowanie go na czas pracy w prywatnych szkołach. Najtrudniej jednakże było spełnić warunki stawiane przez administrację niemiecką, wymagającą od nauczycieli-Polaków posiadania: zezwolenia na wjazd do Niemiec, pozwolenia na pobyt w Niemczech, na nauczanie i wreszcie wizy. W rezultacie na 30 kandydatów do pracy, któych przedstawił w pruskim ministerstwie oświaty Jan Baczewski, pozwolenie na pracę uzyskało zaledwie dziewięciu. Koszty związane z działalnością placówek pokrywać miało Towarzystwo Szkolne przy niewielkiej pomocy Ministerstwa Oświaty w Warszawie, które zadeklarowało w roku 1929 sumę zaledwie 100 000 marek (była to pomoc nie tylko dla Warmii, ale także dla Mazur i Powiśla), obiecując w kolejnym roku podwojenie tej kwoty.
Po spełnieniu warunków, wyrażonych w Ordynacji dotyczącej uregulowania szkolnictwa dla mniejszości polskich w państwie pruskim, przystąpiono do organizowania polskiego szkolnictwa. Pierwsze polskie placówki szkolne, otwierane w 1929 roku przez Polaków, mieściły się w Nowej Kaletce, Gietrzwałdzie, Chaberkowie i Unieszewie. Rok później dołączyły do nich placówki w Pluskach, Worytach, Lesznie, Skajbotach, Stanclewie, Jarotach, Wymoju i Purdzie. W 1931 roku otwarto szkoły w Brąswałdzie, Giławach, a w roku 1934 także i w Olsztynie. W sumie w latach 1929-1934 na Warmii otwarto 15 polskich szkół prywatnych (Brąswałd, Butryny, Giławy, Gietrzwałd, Jaroty, Leszno, Nowa Kaletka, Olsztyn, Pluski, Purda, Skajboty, Stanclewo, Unieszewo, Woryty i Wymój). Oprócz szkół otwarto także i kilkanaście polskich przedszkoli.
Decyzja o posłaniu swych pociech na naukę do polskiej szkoły nie była dla rodziców łatwa, byli oni bowiem zwykle szykanowani przez niemieckie władze, jak i izolowani przez lokalną społeczność. Wyrzucano ich z pracy, odmawiano przyznania kredytu w banku. Dzieci kształcące się w polskich szkołach, wcale nie gorzej, jeśli nie lepiej wykształcone od swych niemieckich rówieśników, miały utrudniony start życiowy. Dlatego do polskich szkół posyłali swe dzieci jedynie ci rodzice, którzy byli najbardziej zagorzałymi stronnikami polskiej sprawy. Wysłanie swych pociech na naukę do „mniejszościowej”, polskiej placówki oświatowej było bowiem w znacznym stopniu jawną deklaracją i manifestacją politycznych i narodowościowych przekonań. Takie działanie niektórych rodziców, zdających sobie sprawę z konsekwencji swych decyzji było często wręcz jawną prowokacją w stosunku do lokalnej społeczności niemieckiej. Rzeczywiście – organizowanie polskiego szkolnictwa spowodowało gwałtowny wzrost postaw nacjonalistycznych w społeczeństwie niemieckim. Już samo uchwalenie Ordynacji… przez rząd pruski spowodowało ostry protest niemieckiego żywiołu nacjonalistycznego. Gazeta „Königsberger Allgemeine Zeitung” pisała nawet, że postępowanie rządu pruskiego zagraża naszej niemieckości. Szczególną rolę w walce z polskim szkolnictwem odegrał Ostdeutscher Heimatdienst. Ich działalność polegała zarówno na prowadzeniu antypolskiej agitacji, nacisku ekonomicznego na rodziców chcących posyłać dzieci do polskich szkół, jak i na zwykłej inwigilacji działaczy Towarzystwa Szkolnego. Heimatdienst współpracował szeroko z miejscową władzą, także niechętną polskiej oświacie. Stawiała ona Polakom liczne przeszkody chcąc doprowadzić do zaniechania przedsięwzięcia. Aktywiści Towarzystwa Szkolnego, rodzice i sympatycy ruchu polskiego byli niejednokrotnie szykanowani przez żandarmó, nakładających na nich liczne uciążliwe kary pieniężne pod byle pretekstem.
Ze względu na prześladowania, szkoły polskie nie miały wielu uczniów. Maria Zientara-Malewska, poetka, nauczycielka i działaczka polska na Warmii pisała, że pierwszego dnia w polskiej szkole pojawiło się… ledwie troje dzieci! Nie lepiej było i w innych wsiach.
W miarę zbliżania się II wojny światowej działalność polskich szkół stawała się coraz trudniejsza. W domach, w których mieściły się placówki szkolne wybijano szyby, kontrole inspektorów szkolnych co raz to wyszukiwały inne powody, by zamknąć te prawdziwe oazy polskiej oświaty. Mimo tego polskie szkoły na Warmii przetrwały aż do samego wybuchu wojny, która ostatecznie położyła im kres. Nauczycieli aresztowano i zamykano w obozach koncentracyjnych. Wielu z nich już nigdy z nich nie wyszło na wolność. W obozach zginęli m.in. nauczyciele: Robert Gansicki, Bolesław Jeziołowicz, Paweł Hans. Tragiczny był zatem koniec polskiego szkolnictwa na Warmii w latach międzywojennych. Z perspektywy lat można chyba ocenić, że polskie szkoły warmińskie spełniły swoje zadanie. Mimo narastających prześladowań do końca dawały świadectwo o istnieniu polskiego żywiołu, który, choć tłumiony i tłamszony, nigdy nie zniknął całkowicie, wbrew życzeniu nazistów.
Epilog
Oprócz zamknięcia szkół polskich, w chwili wybuchu wojny władze hitlerowskie natychmiast zlikwidowały wszelkie przejawy polskości na ziemiach południowej Warmii. Już w miesiącach poprzedzających wrzesień 1939 roku bez podania przyczyn często konfiskowano cały nakład „Gazety Olsztyńskiej”, zabraniając jednocześnie wydania nowego nakładu po konfiskacie. Szykany te nasiliły się zwłaszcza ostatniego lata, w którym mieszkańcy Europy mogli cieszyć się pokojem. 1 września 1939 roku gestapo otoczyło budynek „Gazety Olsztyńskiej”. Maszyny drukarskie wraz z wyposażeniem drukarni, jak i zapas papieru oddano przedsiębiorstwu Haricha, drukującemu „Allensteiner Zeitung”. Cały zasób księgarni, archiwum redakcyjne, roczniki „Gazety Olsztyńskiej” i innych polskich czasopism przekazano do fabryki papieru na przemiał. Po pewnym czasie, chcąc ostatecznie wymazać z kart historii sam nawet fakt istnienia polskiego ruchu na ziemi warmińskiej, rozebrano budynek – siedzibę pisma i drukarni (obecnie przed niewielu laty odbudowany), a na jego miejsce, by dodatkowo poniżyć polskich Warmiaków, postawiono miejski szalet.
Na Seweryna Pieniężnego i jego rodzinę nałożono areszt domowy, a po tygodniu tego wieloletniego wydawcę i redaktora „Gazety Olsztyńskiej” aresztowano i wysłano do obozu koncentracyjnego Hohenbruch pod Królewcem. Nie dane mu było doczekać końca wojny. Dla hitlerowców Pieniężny był na Warmii niemal synonimem Polaka-działacza politycznego. Rozstrzelano go w 1940 roku. Aresztowania nie uniknęła i żona Pieniężnego – Gestapo przyszło po nią w grudniu 1939 roku. Wysłano ją do obozu w Ravensbruck. Miała więcej szczęścia, niż mąż – przeżyła wojnę, a po jej zakończeniu włączyła się w organizację i pracę polskiej administracji na Warmii.
Wraz z Pieniężnym rozstrzelano również kierownika spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik” Leona Włodarczaka, oraz Jana Mazę, kierownika szkoły polskiej w Unieszewie. Wojny nie przeżyli, także zamordowani przez hitlerowców, konsulowie polscy w Olsztynie – Henryk Korybut-Woroniecki i Bohdan Jałowiecki, podobnie, jak i obydwaj synowie Andrzeja Samulowskiego. Śmierć ponieśli również działacze Bronisław Chabowski, Józef Groth, Franciszek Sznarbach, Tadeusz Pezała, Jan Bauer, Franciszek Sarnowski, Ryszard Knosała. Eksterminacja objęła także i zwykłych warmińskich chłopów, sympatyzujących tylko z ruchem polskim, jak Franciszek Wilkowski. Do obozu trafiła i Maria Zientara-Malewska, którą w 1940 roku wypuszczono na wolność, jednak z zakazem opuszczania rodzinnej wsi.
Lista warmińskich działaczy polskich, którzy zginęli za to, że czuli się Polakami, zginęli za walkę na rzecz uświadomienia narodowego polskojęzycznych Warmiaków, jest oczywiście znacznie dłuższa. Niewielu aktywistów ruchu polskiego na Warmii przeżyło wojenną zawieruchę. W ten oto sposób, w krótkim czasie, Hitler i jego kompani zlikwidowali polskie organizacje warmińskie, których nie potrafiono rozbić przez kilkadziesiąt lat ich istnienia. Ruch polski na Warmii przeszedł do historii…